Komentarze (0)
Wstałam o 9.00, jak to zwykle w sobotę. Po śniadaniu zabrałam się za pieczenie ciasta, to już się zrobił taki zwyczaj mój weekendowy. Tym razem zrobiłam ciasto kruche z owocami i pianką, mama trochę mi pomagała, tzn nadzorowała moją pracę. Pierwszy raz robiłam to ciasto, ale nie miałam obaw ani jakichś wątpliwości. Cias.to wyszło całkiem niezłe, jedynie owoce miały mało smaku. Później trochę plątałam się po mieszkaniu czekając aż ciasto się upiecze. Trcohę sprzątałam w kuchni. Miałam ochotę wybrać się na spacer mimo upaału więc wyszłam koło 14. Udałam się w stronę jednej z biedronek uzytuowanych ok pół godziny drogi od domu. Kupiłam owoce i kukurydzę na którą miałam jakąś taką ochotę. Gdy wróciłam zjedliśmy obiad. Z Bartkiem byłam umówiona rzed 17.00 na wizytę u niego w domu. Trcohę się denerwowałam jak to wszystko wyjdzie, bo przez wirusa nie widzieliśmy się 4 miesiące. Wszystko przebiegło spokojnie, tata Bartka zapewnił nas o swoim wsparciu oraz o tym że mamy sobie układać życie po swojemu tak żeby nam było dobrze, bo to jest najważniejsze. To było bardzo miłe. Porozmawialiśmy posiedzieliśmy, a potem poszłam z Bartkiem do jego pokoju. Przeglądaliśmy tak po prostu oferty wynajmu mieszkań. Doszliśmy do wniosku że nie będzie z tym problemów. Na razie nie spieszymy się z niczym. Poznajemy dalej siebie. Bartek odwiózł mnie potem do domu. Dość długo nie mogłam zasnąć, na polu błyskało się i burze krążyły wokół miasta, było dość niespokojnie, choć cicho.