Komentarze (0)
Wstałam o 7.00. Medytowałam, spacerowałam. Zalogowałam się do poczty i zrobiłam zadanie od Pani Prezes - mapkę z zaznaczeniem ilośći UTW. Żle się czułam od rana. Rozmawiałam z rodzicami bo znowu czułam się rozbita i pełna lęku. Po raz kolejny wspomnieli o psychoterapii. Koło południa wybrałam się z mamą do biblioteki, którą otworzono dzień wcześniej. Spodziewałam się tłumu ale były zaledwie dwie osoby. Cała biblioteka rozganizowana przedziwnie, aż 4 osoby obsługują jedną, bo każda robi jakąś inną czynność. Pożyczyłam 3 książki, może choć jedną z nich będę mogła przeczytać. W drodze powrotnej wstąpiłyśmy do 3 sklepów z butami, ale niestety nie udało nam się nic wybrać. Gdy wróciłyśmy akurat dzwonił Bartek. Potem biegałam, zjedliśmy obiad. Nadal fatalnie się czułam, jakby wszystkie moje reakcje były spowolnione. Niespodziewanie zadzwonił do mnie Mati, jak miło było go usłyszeć i jego śmiech, porozmawialiśmy trochę na temat medytacji, którą zaczęłam jakiś czas temu, opowiedział mi o swojej metodzie jakiej się trzyma. Wieczorem znów biegałam, bo nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Potem zmusiłam się do czytania jednej z książek ale tylko fragmentów tych które mnie najbardziej zaciekawiły.