Komentarze (0)
Wstałam o 7.00. Obudził mnie budzik klasyczny. Byłam wyspana i wypoczęta. Do pracy przyszłam 15 minut przed czasem. Tego dnia nie miałam praktycznie nic do zrobienia. Przygotowałam mtylko resztę materiałów na szkolenie i wrzuciłam do systemu jednego sygnatariusza do projektu. Wyszłam z pracy wcześnie bo około południa. Skierowałam się w stronę biblioteki, pożyczyłam jedną książkę nt. medytacji, a potem poszłam na zakupy do biedronki. Kupiłam to co zazwyczaj czyli owoce, mleko, budyń i orzeszki ziemne na które miałam straszną ochotę. W drodze cały czas padało, ale jakoś obładowana dotarłam do domu. Rodzice byli trochę zaskoczeni moim wcześniejszym przyjściem. Po południu zjedliśmy wspólnie obiad, tym razem przygotowywany przez tatę, a potem biegałam, dodałam wpisy na bloga i opisałam krótką notkę do mojego dziennika który uzupełniam co jakiś czas, a który prowadzę od czasu choroby. Wieczorem zaczęłam czytać nową książkę od Bartka. A późniejszym wieczorem obejrzałam filmiki na YT Beaty Pawlikowskiej oraz po angielsku na temat mojego ulubionego tematu - minimalizmu. Tego dnia trochę bolała mnie głowa i czułam się jakby coś po mnie łaziło, dlatego wypiłam wodę z sokiem malinowym i imbirem. Od razu poczułam się lepiej a i ból głowy jakoś minął. Poszłam spać około 22. Szybko zasnęłam.