01.01.2020
Komentarze: 0
Wstałam o 10.00, zjadłam śniadanie i poszłam do kościoła na 11.15. Msza była bardzo uroczysta, noworoczna. Po powrocie pomogłam mamie nakrywać do stołu, bo na 13 miał przyjść brat z rodzinką na obiad noworoczny. Wszystko ładnie wyszło, dzieci były dość spokojne, nie łobuzowały za wiele. Rozeszliśmy się koło 16. Kilka minut później przyjechał Bartek i zabrał mnie do siebie na popołudniowe ciasteczko z rodziną. Spotkanie wyjątkowo mi się dłużyło, jakoś niezbyt dobrze się czułam, miałam wrażenie, że ciężko się nam rozmawiało, rozmowa nie płyneła swobodnie, dużo było męczących mnie momentów ciszy. Nie czułam się swobodnie, zresztą nigdy się tak tam nie czułam. Bartek prawie wcale się nie odzywał choć uśmiechał się dużo i wogóle był zadowolony. W sumie to dobrze że jest szczęśliwy, bo przecież o to chodzi w związku. Moje emocje wahają się, tym bardziej pod wpływem stresu, mam też wiele obaw o przyszłość z uwagi na moje schorzenia i na to, że rodzice Bartka o tym wogóle nie wiedzą. To był dość męczący dzień i dość intensywny w spotkania. W sumie to dobrze bo widziałam się tego dnia z najważniejszymi osobami w moim życiu aktualnie. Nowy Rok zainicjowany!
Dodaj komentarz